niedziela, 17 lutego 2013

Kroniki Allenhelm 2/?

Pierwszą i najważniejszą zasadą była(...)

I. Do magicznego treningu może przystąpić tylko najlepszy z zebranych w świątyni wojowników.

Hogaty przeraził się, ponieważ na sali było wiele osób wyglądających na silnych. Jedyną rzeczą dodającą mu pewności siebie i wiary we własne możliwości był jego miecz, Tora. Nie był to zwyczajny miecz. Został on wykuty przez dziadka Hogatego, który był znakomitym kowalem.
Umieścił w nim również magiczny kryształ, mający uczynić ten miecz potężną bronią.
Aby to się stało, musiał on być dzierżony przez osobę, która potrafiłaby rozbudzić w nim zawarty. Taką osobą był właśnie Hogaty. Nagle z posadzki zaczęły wyrastać ogromne ściany, rozdzielające salę, na kilka mniejszych, identycznych pomieszczeń. Oto wasi przeciwnicy - powiedział starzec. Po pokonaniu ich, ściany się rozsuną, a wy dostaniecie następnego. Będzie tak się działo dopóki w sali pozostanie ostatni, zwycięski wojownik.
Początkowi przeciwnicy Hogatego, byli dosyć słabi, więc poradził sobie z nimi w mgnieniu oka. Trudności zaczęły się przy przeciwniku, który pochodził z Chitani. Był prawdziwym mistrzem w swoim stylu walki. Szybki, zwinny, a przede wszystkim cholernie celny. Posługiwał się on bronią o nazwie Robusutane. Były to średniej wielkości ostrza, przyczepione do karwaszy, którymi można było rzucić na pewną odległość i przyciągnąć je z powrotem. W dobrych rękach była to zabójcza broń, jednak tym razem to ja byłem lepszy. Jedno mocne, precyzyjne cięcie po krtani i przeciwnik leżał pokonany.
Nadszedł czas na ostatni pojedynek. Hogaty musiał się zmierzyć z zabójcą z Wilczego Bractwa, Ookamidanem.
Był to najlepszy wojownik ostatnich lat, pochodzący z Allenhelm.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz